czwartek, 20 lutego 2014

2. Czekam z zamkniętymi oczami na glebę i nic!?

Hmm...gdzie jestem? Bardzo ciekawe pytanie...na Drzewie! Ta...mój brat znowu wypuścił iguanę. Tylko tym razem jest u nowych sąsiadów. Jeszcze dokładnie ich nie znam, ale jak się skapną ze jestem na ich roślince to na pewno będę miała zaszczyt poznać. Drugie pytanie czemu nie jestem w szkole? Więc tak wstałam o 7.30 miałam zapieprz jak nie wiem, po czym doszłam do szkoły i dowiaduje się ze lekcje są odwołane!!! No co to ma być się pytam!? Jakim prawem! To ja walczę z bratem o łazienkę, później z tatą o śniadanie, a na koniec z psem żeby oddał mi moje buty (oczywiście są już obślinione) i mówią mi że nie idę do szkoły!? No tak, ale cały czas siedzę na drzewie. Wisze tak od 7.00, a obecnie jest 10.00. Mój kochany braciszek, znalazł to paskudne  zielone łuskowate coś w wanie, a mnie zostawił na pastwę losu w ogródku sąsiadów!!! Do ziemi mam jakieś mniej więcej dwa metry. Gałąź coraz bardziej się gnie ku ziemi. Jak zaraz coś nie wykombinuje to będę zdychała plackiem na dole. Nagle zauważyłam że drzwi od domu się uchylają i wychodzi z nie znany mi blondyn. Oj nie teraz nie mogę spaść! Nie ma takiej mowy. Wezmą mnie  za wariatkę. Przyglądałam się ciekawsko chłopakowi, jakby był eksponatem w muzeum. Założył słuchawki na uszy i zaczął kosić trawę. W pewnej chwili gałąź się złamała i ja byłam gotowa, na bliskie spotkanie z trawnikiem. Przynajmniej jest skoszony... Czekam z zamkniętymi oczami na glebę i nic.
Otworzyłam lekko oczy i co!? Ten mój eksponat w muzeum trzymał mnie na rękach! Ale perfumy ma ładne...
- Przepraszam ja nie powinnam wchodzić na wasze drzewo, ale mój brat zgubił iguanę zrobił wielkie poszukiwania, zostawił mnie na pastwę losu, a ja jak to ja nie mogłam wyjść z sytuacji. - powiedziałam na jednym oddechu.
- Wow...
- Co!? - spytałam piskliwym głosem cały czas siedząc mu na rękach.
- Masz niesamowity uśmiech... - szepnął cicho, wpatrując się we mnie jak w obrazek.
- Dzięki. - oparłam lekko cię rumieniąc.
- A tak wogóle to jestem Austin - przedstawił się chłopak.
- Ally..... Wiesz co było by mi znacznie wygodniej na ziemi.
- A tak...jasne.
Chłopak obudził się z transu i ostrożnie odłożył mnie na ziemię.
- Dasz się zaprosić na spacer po parku i lody? - spytał po chwili.
- Właściwie to czemu nie, może być za jakieś 15 minut?
- Tak pewnie może cie odprowadzę?
- Nie , nie ma potrzeby, mieszkam w tym domu, obok. - odparłam wskazując mój śliczny domek.
- WOW! Będziemy sąsiadami!!!
- Nooo...taaakk....-odparłam lekko zdziwiona rzucając pytające spojrzenie.
- Nie no wiesz za dużo przebywania z moją siostrą i oglądania teletubisiów, sorry...
- Ty też je oglądasz!? - spytałam a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, jednak po chwili zdążyłam się już ogarnąć. - Wiesz co, może nie poruszajmy tematu teletubisiów. Widzimy się za 15 minut.
Wybiegłam z ogródka.....a tak Austina i wpadłam do chaty jak huragan. Oczywiście mój brat już podbił Tv, a najlepsze jest to że iguana jadła z  nim popcorn...no normalnie parodia...mniejsza.
- Gdzie tata?
- W pracy! - odparł Jimmy zmieniając kanał.
Wzruszyłam ramionami, i pobiegłam do swojego królestwa. Co by tu włożyć? Przejrzałam całą szafę i pustak. W końcu natchnęło mnie coś gdy do pokoju wszedł mój brat.
- Gdzie się tak stroisz?! - spytał rzucając się  na moje łóżko twarzą do poduszek.
- Nigdzie, nie dawno wpadłam na takiego miłego chłopak i zaprosił mnie na lody. - odparłam przeglądając się w lustrze.
Jimmy wybiegł z krzykiem z mojego pokoju, krzycząc coś w rodzaju " kolejny wariat do kolekcji" Tak czasami jest dziwny...ale mniejsza.
Wpadłam do łazienki, trzasnęłam drzwiami ( tak że wszytko co miałam na półkach runęło na ziemie) i zaczęłam przygotowywania. Ubrałam się w mój ulubiony zestaw. To tego lekki makijaż i włosy. No właśnie co zrobić z włosami!? W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Ja otworze!
Leciałam jak wariatka, żeby mój nowy sąsiad nie zobaczył małego zła wcielonego - mojego brata- w taki piękny dzień. Otwarłam energicznie drzwi i zatrzymałam się przed wycieraczką.
- Gotowa? - spytał uśmiechnę ty blondyn podając mi dłoń.
- Jasne...
Splotłam nasze palce i ruszyliśmy przed siebie. Na ulicach nie kręciło się zbyt wiele ludzi .

- Opowiedz mi coś o sobie...
- No dobra....więc tak, rok temu przeprowadziłam się do Miami. Mieszkam z bratem i tatą, matka zginęła w wypadku samochodowym. Chodzę do liceum. Uwielbiam spacery w deszczu, gumę balonową, jazdę na wrotkach i tworzenie muzyki. Po prostu kocham muzykę, komponuje, pisze śpiewam...
- Wow mamy dużo wspólnego...chodź by z ta gumą, uwielbiam ją! O...i oczywiście muzykę...- dodał po chwili.
- Poważnie!?
- No, kocham tę gumę! A najbardziej jabłkową!!!
- Nie nie...Austin - odparłam z poirytowaniem - chodziło mi o muzykę..
- Aaaa...tak, gram na gitarze i fortepianie.
Doszliśmy do parku. Wiatr lekko owiewał twarz, a słonce ogrzewało odsłonięte ramiona.
Nagle straciłam Austina z oczu, no po prostu jakby się pod ziemię zapadł!
- Austin!
Głucha cisza.
- Austin!
Nic.
- Austin.
- Tak!?
To jednak nie był Austin tylko jakiś siedmiolatek.
- Ally!
Odwróciłam się i zobaczyłam Austina z watą cukrowa i masą żelków.
- Proszę... - odparł grzecznie chłopak podając mi watę.

- Gdzieś ty był!?
- Sory nie mogłem się oprzeć słodyczą.... - odparł z niewinnym uśmieszkiem.
- Gdzie idziemy?
- Co powiesz na plac zabaw?
- Poważnie? - spytałam rzucając na niego pytające spojrzenie.
- Czemu nie?
- Bo wszyscy ludzie będą się na nas gapić...
- Oj...Ally...Ally, zaufaj mi to będzie niesamowicie crazy dzień!!
- No do...
Nie dokończyłam bo blondyn pociągnął mnie za rękę. na placu było niesamowicie dużo dzieci. Ale jakoś się upchnęliśmy w huśtawki...jakoś. Czułam się trochę nieswojo, bo wszyscy się na nas patrzeli, ale dopiero po tym jak Austin utknął w zjeżdżalni zaczęła się zabawa. Za nic nie mógł się z niej wydostać. Po prostu się zaklinował...
- Ally! Weź coś zrób nie wygodnie mi!!! - krzyknął z poirytowaniem.
Ja za to wybuchłam nie pohamowanym śmiechem.
- No nie lej się tak, tylko zrób coś!
- Już...id...ę! - krzyknęłam ocierając łzy.
Próbowałam, próbowałam, i co? Zjeżdżalnia urodziła świrniętego blondyna.
- Poród udany! - krzyknęłam po czym wybuchnęłam niczym bomba śmiechem.
- Nigdy więcej nie pozwalaj mi wejść na plac zabaw!
Nasz jak to powiedział Austin "niesamowicie crazy dzień" jeszcze nie dobiegł Końca. Jakieś 4 godziny włóczyliśmy się bez czynie po galer jeżdżąc to w górę to w dół windą, pod prąd ruchomymi schodami, albo kupując sobie 20 par okularów. Ta nie wiem poco nam one są, ale było niesamowicie fajnie!!! Wyszliśmy z galerii, w wielkich okularach. Była może 17.00.
Szłam szłam pijanym krokiem, zwijając się ze śmiechu. Zresztą nie tylko ja. Wracaliśmy właśnie alejkami parku, gdy za zakrętu wyszła Trish z Dez'em.
- O! Ally Hej! - krzyknęła czarno włosa podbiegając do mnie.
- Cześć? - odparłam zdziwiona.
- Czekaj czekaj...- powiedziała przyjaciółka odklejając się ode mnie - To jest Moon?
- Tak, nowy uczeń...
- To ty się zadajesz z tą sierotą!? - spytała głośno Trish z śmiechem.
- Nie nazywaj go tak!
- Ally przecież to zwykły śmieć, on nie ma uczuć! -ciągnęła dalej.
- Oj uwierz że ma! Austin to naprawdę fajny chłopak! W poruwaniu do was przeżyłam z nim super dzień!
- Dziewczyno ty siebie słyszysz!? - spytał z zdziwieniem i pretensjami Dez. - Wolisz jego od nas.

Nic nie odpowiedziłam tylko odwróciłam się napięcie w stronę Austin'a, ale chłopaka już nie było. Zniknął.
♥ ♥ ♥

Bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo przepraszam za opóźnienia związane z rozdziałem, ale oczywiście szkoła pokrzyżowała mi plany z rozdziałem. Więc tak, dla mnie ten wpis jest taki se...ale czekam na wasze opinie. W piątek idę na urodziny do przyjaciółki z klasy, więc rozdziału prawdopodobnie nie będzie, ale jest też dobra wiadomość dodam go w weekend!!! Chyba w sobotę...jeszcze nie wiem, no ale dobra bez przedłużania...
Do następnego wpisu...
Maddie ;*